Policki kierowca autobusu ruszył na pomoc rannemu w wypadku motocykliście. Inni świadkowie w tym czasie tylko patrzyli co się dzieje. Bogusław Prochownik długo nie myślał, zabezpieczył autobus i pobiegł ratować człowieka. Nie miał wątpliwości, że to ważniejsze niż rozkład jazdy. Tego dnia co najmniej kilku pracowników Zakładów Chemicznych w Policach spóźniło się na ranną zmianę. To drobiazg… Bo stawką było ludzkie życie.
To było kilka dni temu (26 lipca). Pan Bogusław miał ranną zmianę. Jeździł na linii 101, z której korzystają m.in. pracownicy Zakładów Chemicznych w Policach. Ten wyjątkowy (jak się później okazało) kurs zaczął o godz. 5. 40 na placu Rodła.
– Brzydki, deszczowy dzień – opowiada kierowca. – Gęsty deszcz mocno ograniczał widoczność. Na przystanku „Nehringa” widziałem, że coś się w oddali dzieje. Dopiero, gdy podjechałem bliżej, zobaczyłem, że na ulicy leży motocyklista i skuter.
Pan Bogusław długo się nie zastanawiał.
– Zaciągnąłem hamulec pomocniczy, włączyłem światła awaryjne, wyłączyłem silnik i ruszyłem na ratunek – relacjonuje. – Wokół poszkodowanego zebrała się już grupa osób. Ale nikt mu nie pomagał. Czekali na karetkę. Zbliżyłem się więc do leżącego. Wtedy usłyszałem, że lepiej go nie dotykać, bo mu krzywdę zrobię. Uspokoiłem, że jestem przeszkolony z pierwszej pomocy. Zacząłem działać, zgodnie z zasadami pomagania w takich sytuacjach. Czyli najpierw sprawdzałem czy jest przytomny i czy może oddychać. Dwa razy próbowałem z nim nawiązać kontakt. Za drugim razem niewyraźnie potwierdził, że mnie słyszy, i że może oddychać. Po chwili podał nawet swoje nazwisko i wiek. Poruszył ręką i nogą. To znaczyło, że raczej nie ma urazu kręgosłupa. Poluzowałem mu pasek przy kasku, żeby mógł swobodnie oddychać. Próbowałem zorganizować jakiś koc, żeby go okryć, ale już przyjechała karetka.
Ratownicy przejęli rannego. Zabrali go do szpitala.
– Ranny, z podejrzeniem złamania żeber i urazu kończyny dolnej, został odwieziony do szpitala – potwierdza Elżbieta Sochanowska, rzeczniczka Wojewódzkiej Stacji Pogotowia Ratunkowego w Szczecinie.
Pan Bogusław twierdzi, że zachował się zwyczajnie. Nie chciał tego upubliczniać. O sprawie poinformował media jeden ze świadków. Świadek ten mówił, że zachowanie kierowcy wcale nie u wszystkich pasażerów znalazło uznanie. Niektórzy wypominali, że spóźnią się do pracy…
– Przecież nie można po prostu odjechać z miejsca wypadku, nawet jak się samemu w nim nie uczestniczyło – tłumaczy pan Bogusław. – Także prawo o ruchu drogowym o tym mówi. Trzeba udzielić pomocy. Ale tutaj żadne przepisy nie są potrzebne. Jak trzeba ratować czyjeś zdrowie i życie, to się to robi. Wszystko inne jest mniej ważne.
Kierowca autobusu 101 w wolnych chwilach jeździ… motocyklem. Przyznaje, że to jego zamiłowanie do motorów przekłada się także na czujność i wrażliwość na drodze.
– Motocyklista praktycznie nie ma żadnej ochrony, nawet kask nie uchroni przed poważnymi urazami – tłumaczy. – W zderzeniu z samochodem szans na wyjście bez obrażeń praktycznie nie ma. Motocyklista musi więc być wyjątkowo czujny na drodze, widzieć wszystko, co cię wokół dzieje. Jakieś dwa lata temu z kolegą właśnie motocyklami jechaliśmy na zlot. Po drodze dojrzeliśmy samochód leżący w rowie. Pewnie sporo aut wcześniej tamtędy przejeżdżało i ich kierowcy nic nie zauważyli. Zatrzymaliśmy się. Okazało się, że w przewróconym samochodzie była zakleszczona kobieta. Zmuszona była zjechać na pobocze, bo z naprzeciwka jej pasem pędził samochód. On pojechał dalej. Auto tej kobiety się przewróciło i wpadło do rowu. Z kolegą ją uwolniliśmy. Dopiero podczas naszej akcji zaczęły się zatrzymywać inne pojazdy. Na miejsce ściągnięte zostało Lotnicze Pogotowie Ratunkowe.
Pan Bogusław ma, poza motocyklami, inne zainteresowania: wędkarstwo, kiedyś nawet zdobył uprawnienia sternika motorowodnego. Przy tej okazji także uczył się jak pomagać np. osobom, które się topią i ogólnie jak udzielać pierwszej pomocy.
– Ale kurs przypominający zasady udzielania pomocy przedmedycznej niedawno mieliśmy w pracy – mówi.
– Takie szkolenie zorganizowaliśmy w grudniu 2015 r. dzięki wsparciu z Krajowego Funduszu Szkoleniowego – mówi Grzegorz Ufniarz, kierownik działu przewozów w SPPK w Policach i rzecznik prasowy tej spółki. – To był program dla pracowników powyżej 45 r. życia. W sumie dobrze się złożyło. Bo ci pracownicy starsi, którzy pracują u nas po kilkanaście, kilkadziesiąt lat, przechodzą wprawdzie co 5 lat szkolenia obowiązkowe, odnawiające uprawnienia dla kierowców zawodowych, ale one mają dość wąski zakres. Akurat udzielanie pomocy jest na nich tematem fakultatywnym, i często nierealizowanym. Dobrze, że mogliśmy tych naszych kierowców zaprosić na takie szkolenie. Młodsi kierowcy przechodzą już, w myśl nowych przepisów, szkolenia z tzw. kwalifikacji wstępnej. To bardzo długi kurs, trwający ponad miesiąc. Na nim jest temat pierwszej pomocy.
(s)
Brawa dla tego kierowcy. Zachował zimną krew i został na miejscu zdarzenia, pomógł rannemu. Kiedyś w Policach jak był wypadek na ul. Kołłątaja pierwszym świadkiem był właśnie kierowca autobusu 103 lecz gdy zadzwonił na Zajezdnie i poinformował o zdarzeniu i że chce zostać na miejscu do momentu przyjazdu Służb dostał polecenie aby jechał dalej ponieważ wypadnie z rozkładu, dlatego brawa dla tego kierowcy nie każdy tak postępuje. A paną z Zajezdni proponuje troche empati jeżeli kierowcy chcą pomóc to niech to robią nie zakazujmy im..